
wydarzenia w Galerii Miejskiej we Wrocławiu



z dokumentacją prac artysty i jego uczniów

prezentująca cykl monumentalnych zegarów z serii Memento

– opresja i depresja” prezentowanej w Galerii Miejskiej we Wrocławiu

„Smutek modernizmu – opresja i depresja”

biorących udział w wystawie „Smutek modernizmu – opresja i depresja”

Fundacji OK! art w przestrzeni miejskiej Wrocławia



w Galerii Miejskiej we Wrocławiu




Mariana Konarskiego, malarza i teoretyka sztuki

ukazujące intymny wymiar twórczości artysty


ozdobiony logiem Szczepu Rogatego Serca, z którym artysta był związany
Opowieści z galerii –
O wystawach i projektowaniu katalogów
W świecie sztuki projektowanie katalogów wystaw artystycznych to znacznie więcej niż tylko skład tekstów i obrazów. To proces tłumaczenia emocji, atmosfery i charakteru ekspozycji na język grafiki, typografii i papieru. W tym wpisie opowiem o moich doświadczeniach z projektowania katalogów dla Galerii Miejskiej we Wrocławiu – od surrealistycznych wizji Jarosława Kukowskiego po krytyczne komentarze Jerzego Kosałki i poetycki realizm Mariana Konarskiego.h.
Minimalizm i emocje w katalogu Jarosława Kukowskiego
Kiedy po raz pierwszy stanąłem przed wyzwaniem zaprojektowania katalogu dla wystawy Jarosław Kukowski i uczniowie, był to dla mnie swoisty test – zadanie rekrutacyjne do współpracy z galerią. Wróciłem właśnie z półrocznego pobytu w Mediolanie, przepełniony inspiracjami, włoskim designem i jego minimalistyczną elegancją.
Wystawa była niezwykła – przekrojowy pokaz prac Kukowskiego od lat 90. po najnowsze realizacje z 2017 roku. Surrealistyczne cykle „Sny” i „Nie-sny”, „Freski”, „Złota Seria”, a przede wszystkim fascynujące „Zegary” z serii Memento – czterowymiarowe instalacje łączące rzeźbę, malarstwo i działające monumentalne zegary. Obok tego bogactwa form prezentowały się prace jego uczniów: Ewy Kukowskiej eksperymentującej z technikami, Jolanty Bukowskiej balansującej między aktem a abstrakcją, Piotra Lemke z jego pękającymi płaszczyznami materii oraz Krzysztofa Sprady – multidyscyplinarnego twórcy, od biżuterii po happeningi.
Zastanawiałem się, jak uchwycić w jednej publikacji zarówno mroczną symbolikę wczesnych prac Mistrza – tych pełnych cierpienia, zdeformowanych postaci na surrealistycznych pejzażach – jak i rozjaśnioną paletę późniejszych okresów, ale też całą różnorodność artystycznych temperamentów jego uczniów. Postawiłem na prostotę: minimalistyczny layout, jaskrawa żółta apla na plakacie i okładce, a w środku dominująca biel. Wiedziałem, że bogactwo formy w obrazach przemówi samo za siebie – moja rola była nie zagłuszać, ale podkreślić. Ten pierwszy projekt okazał się strzałem w dziesiątkę – rozpoczął wieloletnią współpracę z instytucją.
Kiedy architektura staje się więzieniem
Rok później przyszedł czas na zupełnie inny charakter – Smutek modernizmu: opresja i depresja. Szesnastu młodych polskich twórców, malarstwo inspirowane architekturą, ale też głęboka refleksja nad tym, jak idealistyczne wizje modernistycznych architektów zamieniły się w symbol opresji.
To była wystawa o bolesnej ironii historii. Modernizm miał przecież przeformować świat, zniwelować społeczne niesprawiedliwości poprzez architekturę, która będzie służyć człowiekowi. Zamiast tego stał się narzędziem kontroli – ignorującym potrzeby jednostki, narzucającym nowy ład społeczny poprzez sztywne formy i powtarzalne geometrie. Kuratorka Katarzyna Zahorska zdefiniowała dwa kluczowe wątki ekspozycji: opresję jednostki wobec architektury i opresję architektury wobec człowieka. Ten pierwszy aspekt objawiał się w malarskich wizjach rozbijających geometrię modernistycznych brył, w aktach destrukcji i naturalnej degradacji. Drugi – w obrazach czerpiących z charakterystycznej dla modernizmu powtarzalności prostych form, które w kontekście funkcjonowania jednostki w pejzażu miejskim rodzą apatię, bierność, melancholię.
Prace artystów takich jak Jakub Adamek, Karolina Balcer czy Katarzyna Dyjewska przedstawiały człowieka zagubionego w labiryncie betonowych bloków, uwięzionego w architekturze, która miała go wyzwolić. To był modernizm widziany oczami pokolenia, które dorastało już w jego ruinach – zarówno dosłownych, jak i metaforycznych.
Tu chodziło o uchwycenie tej dwustronnej opresji: człowieka wobec architektury i architektury wobec człowieka. Projekt wymagał powściągliwości, chłodu, wyważonej formy graficznej, która nie zagłuszyłaby tego ciężkiego przekazu, ale go wzmocniła. Każdy element układu musiał oddychać tą samą melancholią, co powtarzalne geometryczne formy modernistycznych bloków. Sięgnąłem po surową typografię, monochromatyczne rozłożenia, szare przestrzenie przypominające pustki między budynkami. Chciałem żeby katalog był, wyalienowany i chłodny, jak architektura, o której opowiadał.
Energia na papierze – OK! Art
Praca nad katalogiem do jubileuszowej wystawy Fundacji OK! art była jak łapanie błyskawicy w butelkę. Dziesięć lat działalności, intermedialna przestrzeń, murale, instalacje, twórczość z pogranicza działań społecznych i sztuki wysokiej. Projekt graficzny musiał nadążyć za tą różnorodnością, ale też niczego nie spłaszczyć.
Zależało mi na tym, by układ stron oddychał energią fundacji – żywą, wielogłosową i otwartą. Wykorzystałem skrzydełka jako dodatkową warstwę narracji, dającą miejsce na kontekst, cytat, moment oddechu. W publikacji pojawiają się zarówno archiwalia dokumentujące działania z mieszkańcami Nadodrza, jak i prace założycieli fundacji – Witolda Liszkowskiego, Mariusza Mikołajka i Jana Mikołajka – inspirowane bezpośrednio ich doświadczeniami z tych działań.
To był katalog, który musiał być tak samo „na serio”, szczery – tak jak sama Fundacja. Udało się. I to w taki sposób, że czytelnik nie tylko dowiaduje się, czym jest OK! art, ale niemal czuje jego rytm.
Krytyczna refleksja w katalogu Jerzego Kosałki
Kilka miesięcy później stanąłem przed prawdziwym wyzwaniem projektowym. Jerzy Kosałka wracał do Galerii Miejskiej po 25 latach. Kto chce niech wierzy / Kosałka Jerzy! – już sam tytuł sugerował, że to będzie coś nieoczywistego. Ekspozycja rozciągała się między Galerią Miejską, a pracownią artysty przy ulicy Ruskiej. Gra z historią sztuki, konfrontacje z kanonem, ironiczno-krytyczne spojrzenie na polską rzeczywistość i własną pozycję artysty – wszystko podane z charakterystycznym dla Kosałki wdziękiem i lekkością.
W ramach tej ekspozycji powstał obszerny katalog jubileuszowy, natomiast moim zadaniem było zaprojektowanie osobnej publikacji – dodatku zawierającego fotograficzną dokumentację wystawy w Galerii Miejskiej. Nie był to katalog „z treścią”, a raczej wizualne postscriptum – ukazujące przestrzeń ekspozycji i sposób, w jaki sztuka Kosałki funkcjonowała w kontekście galerii. Zdecydowałem się na prosty, ale charakterystyczny gest – odwróconą okładkę, która skrywała wewnątrz jedną z prac artysty. To drobna ingerencja, która w subtelny sposób odzwierciedlała logikę samej wystawy: zaskoczenie, gra formą, odwrócenie narracji.
Taki katalog nie tylko dopełnia główną publikację, ale stanowi niezależną pamiątkę – esencję atmosfery wystawy ujętą w kadrach i rytmie druku. Z perspektywy instytucji to świetne rozwiązanie – fotograficzna dokumentacja w formie publikacji zyskuje nie tylko archiwalną wartość, ale i funkcję reprezentacyjną.
Poetycki realizm w katalogu Mariana Konarskiego. Zamknięcie rozdziału
Retrospektywa Mariana Konarskiego była wymagająca pod każdym względem – merytorycznym, emocjonalnym, projektowym. Malarz, rzeźbiarz, poeta, uczeń Szukalskiego, ale też twórca o własnym, poetycko-realistycznym języku. Wiedziałem, że katalog nie może być tylko schludnym albumem. Musiał mieć duszę.
Sześćdziesiąt obiektów – obrazy olejne, gwasze, rysunki, rzeźby. To wymagało publikacji wyjątkowej. Postawiłem na dwa rodzaje papieru, druk pantonowy, tekturową twardą oprawę z płóciennym grzbietem – wszystko po to, by zbudować obiekt, który będzie miał wagę i godność adekwatną do charakteru wystawy. Ułożenie prac, narracja, światło stron – wszystko miało na celu pokazanie nie tylko ewolucji artystycznej Konarskiego, ale też siły jego indywidualnej wizji, często przyćmionej przez cień Szczepu Rogatego Serca. Wiedziałem, że to mój ostatni katalog dla tej instytucji – symboliczne zamknięcie rozdziału, więc miał być perfekcyjny.
Co zostaje po wystawie?
Każdy z tych projektów nauczył mnie czegoś innego o projektowaniu katalogów wystaw. To nie jest tylko składanie tekstów i obrazów na stronach. To tłumaczenie atmosfery ekspozycji na język typografii, kompozycji, koloru i faktury papieru. To tworzenie obiektu, który będzie żył własnym życiem długo po tym, jak ostatni zwiedzający opuści galerię.
Dobrze zaprojektowany katalog potrafi odtworzyć emocje, które towarzyszyły nam podczas spaceru po wystawie. Może nas przenieść z powrotem do tego momentu, gdy stanęliśmy przed konkretnym obrazem czy instalacją. To magia druku – pozornie anachronicznego medium w cyfrowym świecie, ale wciąż niezbędnego, gdy chcemy zatrzymać chwilę na dłużej. Wielokrotnie obserwowałem, jak ludzie wracają do katalogów po latach, jak publikacje te zyskują drugie życie w domowych biblioteczkach.
Jak wygląda projektowanie katalogów wystaw artystycznych?
Projektowanie katalogu to praca zespołowa. Współpraca z kuratorami, artystami, tłumaczami, korektorami, drukarniami. To balansowanie między wizją twórczą a ograniczeniami technicznymi i budżetowymi. To ciągłe podejmowanie decyzji – od wyboru papieru, przez krój pisma, po sposób reprodukcji dzieł. Przez lata wypracowałem metody, które pozwalają na płynną komunikację z wszystkimi uczestnikami procesu i terminową realizację nawet najbardziej wymagających projektów.
W Galerii Miejskiej wszystkie katalogi łączył wspólny galeryjny font Clio i format, co zapewniało ciągłość wizualną instytucji. W ramach tych ograniczeń każda publikacja musiała znaleźć swoją unikalną tożsamość. To była fascynująca gra między jednością a różnorodnością – wyzwanie, które szczególnie lubię podejmować.
Dziedzictwo na papierze. Dlaczego warto zainwestować w profesjonalne katalogi wystaw?
Katalogi wystaw to szczególny rodzaj publikacji. Nie są podręcznikami ani albumami kawowymi. To dokumenty swojego czasu, świadectwa konkretnych momentów w historii sztuki i konkretnych miejsc. Za kilka lat, gdy wystawy przejdą do historii, katalogi pozostaną jako jedyne materialne dowody na to, co się wydarzyło w galerii.
Dlatego każdy katalog projektowałem z myślą o tym, że może zostać jedynym śladem po ekspozycji, która poruszyła czyjeś serce. To duża odpowiedzialność, ale i przywilej – być współtwórcą takiego dziedzictwa. Doświadczenie zdobyte przy tych projektach pokazało mi, jak ważne jest profesjonalne podejście do każdego etapu realizacji – od pierwszej koncepcji po ostateczny druk.
Jeśli jesteś kuratorem, artystą lub przedstawicielem instytucji i planujesz profesjonalny katalog wystawy, chętnie porozmawiam o Twoim projekcie.